Myślisz, że o poziomie twojej męskości
decyduje gęstość wąsa, co to go sobie w mozole wyhodowałeś? A może
twierdzisz, że to słuchany przez ciebie true satanic cumshot death metal
czyni z ciebie stuprocentowego faceta? Otóż nie. Prawdziwego samca
poznasz po jego niezłomnych czynach. Oto Hugh Glass - gość, przy którym
ekipa z „Niezniszczalnych” to banda rozwydrzonych ciotek.
Glass
był żyjącym na przełomie XVIII i XIX wieku amerykańskim zakapiorem. Ale
takim prawdziwym, najbardziej stereotypowym ze stereotypowych. Takim,
co to zaczynał dzień od przeżucia kilograma żywych pszczół i zapicia
takiego posiłku dwoma litrami taniego łiskacza.
Hugh, jak przystało na prawdziwego trapera, ryzyko utraty życia miał we krwi - jak by nie patrzeć, w tamtych czasach rynek futrzarski nie polegał na hodowaniu norek, ale na regularnym ruszaniu w dzicz.
Glass właśnie siedział w knajpie i w towarzystwie sobie podobnych
zapoconych, ogorzałych typów spod ciemnej gwiazdy spożywał
wysokoprocentowe napoje energetyczne, gdy w ręce wpadła mu gazeta
„Public Adviser”. Przepite oko obeznanego ze słowem pisanym mężczyzny od
razu zatrzymało się na ciekawym ogłoszeniu. Otóż generał William Ashley
poszukiwał stu traperów chętnych do wzięcia udziału w łowieckiej
wyprawie dorzeczem rzeki Missisipi.
Hugh o lepszej fusze marzyć nie mógł.
A że mógł pochwalić się niemałym doświadczeniem w powalaniu wszelkiej
maści bestii, kandydatem do takiej ekspedycji był idealnym. W 1822 roku
Glass wraz z pozostałymi żądnymi przygód śmiałkami ruszył w teren.
Początkowo wszystko szło zgodnie z planem i gdzieś w okolicach sierpnia
1823 roku dzielny traper w towarzystwie swoich dwóch kompanów, Johna
Fitzgeralda i Jima Bridgera, zapuścił się do rozwidlenia rzeki Grand w
Południowej Dakocie. Te dziewicze tereny pełne były zwierzyny, która z
miłą chęcią padała ofiarą myśliwych. Znalazło się jednak kilka i takich,
które nie tylko opuszczać ziemskiego padołu nie chciały, ale i tylko
czekały, aby wrogim intruzom pokrzyżować plany. I akurat Hugh miał
nieprzyjemność taką bestię spotkać. Traper oddalił się od swych
towarzyszy i stanął oko w oko z przerośniętą samicą niedźwiedzia grizzly
w towarzystwie swoich młodych...
Glass nawet nie zdążył dobrze chwycić za strzelbę.
Rozwścieczony
zwierz rzucił się na niego. Pochwyciwszy mężczyznę, z całej siły rzucił
nim o glebę, aby następnie przydusić go swoim cielskiem i młócąc
olbrzymimi łapami zamienić intruza w sałatkę siekaną.
Zanim Fitzgerald i Bridges, słysząc rozpaczliwe wrzaski swego
przyjaciela, ruszyli mu z pomocą, grizzly zdołał mocno poszatkować
biednego Glassa. Kiedy traperzy dotarli na miejsce, ich oczom ukazał się
przerażający widok - okazało się, że półprzytomny, zakrwawiony Hugh
zdołał dobyć swój nóż i odeprzeć atak wielkiego niedźwiedzia. Jedyne co
mężczyźni musieli zrobić, to skrócić męki konającego zwierza i zebrać z
ziemi to, co pozostało po biednym Glassie.
A trzeba przyznać, że stan zdrowia myśliwego pozostawiał sporo do życzenia. Traper
był częściowo oskalpowany, miał złamaną nogę, a większość jego ciała
pokryta była głębokimi ranami, z czego największa znajdowała się na
klatce piersiowej. Grizzly w swym szaleńczym ataku dosłownie zerwał całe
mięso z żeber ofiary, całkiem je odsłaniając. Po takim zabiegu Hugh
wyglądał niczym dziewiętnastowieczna wersja zdewastowanego terminatora.
Trudno
się dziwić, że widząc nieprzytomnego, obdartego z ciała aż do gołych
kości członka ekspedycji, jeden z jej dowódców poprosił Frizgeralda i
Bridgesa, aby ci pozostali ze swym przyjacielem przez najbliższych kilka
godzin, podczas których Glass z całą pewnością wyzionie ducha. Panowie
zgodzili się.
Jednak gdy tylko reszta traperów zniknęła z pola widzenia, przyjaciele konającego nieszczęśnika wykopali mu grób...
Nie wiadomo, ile czasu minęło, kiedy Glass odzyskał przytomność. Szybko
zdał sobie sprawę, że spoczywa w płytkiej mogile, przykryty cienką
warstwą liści i piachu, zupełnie pozbawiony strzelby, noża, ciepłego
odzienia i jakiegokolwiek sprzętu, który pomógłby mu przeżyć w dziczy.
Hugh nawet i w tak beznadziejnej sytuacji jednak nie poddał się. Resztką
sił wypełzł ze swego grobu i powoli zaczął się czołgać... Wiedział, że
fort Kiowa - jedyne miejsce, gdzie dane mu będzie znaleźć pomoc,
znajduje się 320 kilometrów dalej. Zanim jednak ruszył w tę podróż,
własnoręcznie nastawił sobie kość w złamanej nodze i zabezpieczył
kończynę przed uszkodzeniami.
Zbyt słaby, aby polować, Glass przeszedł na dietę składającą się głównie z borówek, jagód i wygrzebanych z ziemi korzonków.
Podczas swojej przeprawy traper zaczął odczuwać skutki infekcji, która
wdała się do jego ran. Bardzo wysoka gorączka powodowała, że Hugh co
jakiś czas tracił przytomność. Był jednak na tyle silny, że kiedy tylko
świadomość mu wracała, podnosił się i na czworakach brnął dalej przed
siebie. Głównym powodem, dla którego łowca ciągle żył, była chęć odwetu
na Frizgeraldzie i Bridgesie za to, że ci pochowali go żywcem.
Traper, który nieraz już musiał sobie radzić w ekstremalnych sytuacjach,
szybko znalazł sposób na pozbywanie się gnijącego, zaatakowanego przez
gangrenę mięsa zwisającego z jego ran.
Umieszczał na nich larwy, które zżerały martwe tkanki.
Pewnego razu na drodze półżywego wędrowca stanęły dwa wilki, zajęte
konsumowaniem wielkiego truchła bizona. Glass zdołał przepędzić
drapieżniki i zaserwował sobie ucztę, jakiej nie zaznał od ostatnich
kilku tygodni. Posiłek dał mu sił, aby kontynuować podróż.
Po dwóch
miesiącach tułaczki ostatkiem sił dotarł do brzegu rzeki Cheyenne.
Zbudował tam sobie prymitywną tratwę, wykorzystując pień powalonego
drzewa. Nie wiadomo, czy ciężko ranny myśliwy przeżyłby tę przeprawę,
gdyby nie grupa Siuksów, która widząc, w jak opłakanym stanie znajdował
się traper wyłowiła go z wody i zaoferowała pomoc. Przyjaźni Indianie
podarowali mężczyźnie skórę niedźwiedzia, aby Hugh mógł zakryć swe
paskudne rany. Traper otrzymał też broń oraz zapas żywności.
Po kolejnych wielu długich tygodniach myśliwy dopłynął do celu. Strażnicy
fortu Kiowa nie mogli uwierzyć, że strzęp człowieka, który wyrzucony
został na brzeg rzeki, może mieć w sobie choć odrobinę życia. Okazało
się, że gnijący trup miał w sobie nie tylko chęć przetrwania, ale i
poważne zamiary skopania tyłków osób, które odpowiedzialne były za jego
pełną niewygód podróż.
Po wielu miesiącach spędzonych na leczeniu ran i odzyskiwaniu
utraconych sił, Hugh zakasał rękawy i ruszył na poszukiwania swych
kompanów.
Pierwszy na liście był Jim Bridger. Traper
dość szybko go namierzył w okolicach ujścia rzeki Bighorn na terenie
Yellowstone. Kiedy jednak przyszło mu stanąć przed swym znienawidzonym
wrogiem, Glass, który przez całą podróż wymyślał najbardziej okrutne
sposoby zadania bólu swym byłym przyjaciołom, zawahał się. Widząc
przerażenie na twarzy tego niespełna dziewiętnastoletniego poszukiwacza
przygód, Hugh z trudem powstrzymał się od rozszarpania go na strzępy i
darował chłopakowi życie.
Litości postanowił nie okazywać w stosunku do Johna Fitzgeralda.
Jednak i tym razem sprawiedliwość nie została wymierzona. Okazało się
bowiem, że mężczyzna porzucił już swoją traperską pasję i zaciągnął się
do armii. Za zabicie żołnierza prawo federalne przewidywało śmierć, a
przecież Glass nie po to spędził całe miesiące na walce z
przeznaczeniem, aby teraz pójść na spotkanie z plutonem egzekucyjnym.
Jedynym pocieszeniem dla niego była jego ukochana strzelba, którą jakimś
cudem udało mu się odzyskać.
Glass wrócił do swego fachu i przez kolejne lata brał udział w
polowaniach na zwierzęta futerkowe. Pewnie i by kiedyś przeszedł na
zasłużona emeryturę, gdyby nie spotkanie z Indianami w 1833 roku. Ci, w
przeciwieństwie do Siuksów, których Hugh spotkał podczas swego spływu
rzeką Cheyenne, nie należeli do zbyt przyjaznych.
Niezłomny
traper zginął ze swoją strzelbą w dłoniach. Tą samą, którą dekadę
wcześniej wytrącił mu z rąk potężny i mocno wkurzony niedźwiedź grizzly.
Źródło: https://en.wikipedia.org/wiki/Hugh_Glass