skip to main |
skip to sidebar
Każdego roku, już od 9 lat, Moskiewskie Centrum Sztuki
Współczesnej "WINZAWOD" wspierane przez Ministerstwo Kultury Rosji
organizuje konkurs fotograficzny Best of Russia. Główny temat projektu
zmienia się co roku. W tym odbył się pod hasłem "Zadbajcie o
szczęście!". Zdjęcia nadsyłano w czterech kategoriach: Natura,
Architektura, Ludzie - Zdarzenia - Życie codzienne oraz Styl. Oto
najlepsze fotografie, wybrane w tym roku przez jury.
#1. Symetria
Sierpień
- to czas pięknych mgieł. Właśnie taką mgłę miałem szczęście oglądać na
jeziorze Artystów. Tanzybej, Kraj Krasnojarski. © Igor Ivanko
#2. Księżycowe żagle
Wschód Księżyca, Perm, Kraj Permski © Sergey Boldenko
#3. Noc polarna
Zorza polarna w starej nadmorskiej wiosce Teriberka, wiosna 2016 r. © Vitaly Novikov
#4. Poezja bagien
Zdjęcie
z fotoprojektu "Mokradła Regionu Leningradzkiego - pory roku". Północ
Regionu Leningradzkiego, okolice Wyborgu. © Fedor Lashkov
#5. Wyścig z odbiciem
Jaskółka brzegówka zbiera pióra z powierzchni wody. Wieś Krasnoje, region Riazań. © Natalia Bachkova
#6. W górach Kaukazu
Dolina Czerkieska. Kabardo-Bałkaria. © Mikhail Japaridze
#7. Tajemnice czerwonego lasu
Każdej jesieni ten las staje się czerwony i za każdym razem podziwiam jego wyjątkowość. Region Rostowski. © Sergey Tsvetkov
#8. Na pierwszym lodzie
Rosja. Tuła. © Mikhail Ageev
#9. Buduar dla ślimaka
Ślimak na mniszku lekarskim. Moskwa. © Polina Sierova
#10. Jesienne barwy Ałtaju
Majestatyczne i kruche, inne w różnych porach roku - góry Ałtaj! Kosz-Agacz. © Pavel Sukhorebrik
#11. Z piany
Mors wychodzi na plażę. Czukotka. © Andrey Maksimov
#12. Pierwszy start
Start statku kosmicznego "Sojuz" z Kosmodromu Wschodniego 28 kwietnia 2016 r. Ciołkowski, okręg Amurski. © Kirill Kudryavtsev
#13. Wschód słońca na plaży Halaktyrskiej
W tle wulkan Mutnowski. Kraj Kamczacki. © Maxim Balakhovsky
#14. Zbiór owsa w Kraju Nadmorskim
Na polach gospodarstwa A. Borowińskiego, wieś Chorol. Kraj Nadmorski. © Yuri Smityuk
#15. Czołgi nie boją się brudu!
Pokazy amatorskie "Military vs. Quadro". Miass. Obwód czelabiński. © Julia Borovikova
#16. Kok boru
Podczas
gry Kok boru. Rejon Ongudajski. Kok boru - konna gra, podczas której
zawodnicy muszą złapać kozę i rzucić ją do bramki drużyny przeciwnej.
Ałtaj. © Cyril Kuhmar
#17. Podczas postoju
Białomorska ekspedycja Fedora Konyukhova. Luty 2016. Obwód Archangielski. © Sergey Yakovlev
#18. Port Osetrovo
Obwód Irkucki © Valentin Morozov
Źródło:
http://www.kulturologia.ru/blogs/270217/33515/
Miało zacząć się jak każda inna wyprawa. Przygotowanie
sprzętu, wyznaczenie trasy i w drogę. Na miejscu mieliśmy konkretny
obiekt, o którym wiedzieliśmy już co nieco, lecz każdy odwiedzony
budynek pozostawiał więcej pytań niż odpowiedzi.
Pierwszy raz zajechaliśmy tam w dość gorący dzień tylko po to, by
się jakoś rozeznać i zrobić wstępne oględziny. Temperatura dużo powyżej
30 stopni i wilgotność sprawiała, że po trochę ponad godzinie człowiek
chciał wracać do klimatyzowanego samochodu i już z niego nie wychodzić.
Zdjęcia wychodziły prześwietlone przez bardzo ostre światło, wysoka
wilgotność także odbiła swoje piętno.
Majątek Kurowo, bo o nim mowa, znajduje się w okolicach
Białegostoku. Zaraz obok siedziby Narwiańskiego Parku Narodowego.
Pierwsze wzmianki, jakie pojawiają się w kronikach sięgają XV wieku. O
samej historii do XIX wieku nie ma co się rozpisywać, bo były to
jedynie majątki gospodarcze, a kroniki rzucają na zmianę o tym kto i w
jakich latach posiadał te ziemie, kto po kim odziedziczył i ile żywego
inwentarza w oborach było. Jedynie czytając punkt po punkcie, stworzył
się pewien dziwny niuans w tym wszystkim. Majątek jak szalony
przechodził z rąk do rąk na przestrzeni dziejów. W jednym stuleciu
potrafił zmieniać właścicieli od kilku do kilkunastu razy.
Pora zatem podejść do miejsca drugi raz na spokojnie, pogoda lekko
deszczowa, lecz lepsze to niż upał i wilgoć. Mieliśmy już po pierwszej
wyprawie pomysł gdzie się poruszać, co zobaczyć i jak się tam dostać. Na
poprzedniej wyprawie po drodze natrafiliśmy na mały dwór niszczejący
wśród drzew, czerwona cegła, gęsto zarośnięty i popadający w ruinę.
Zaraz obok niszczejący, choć ogrodzony budynek wybudowany na początku
XX wieku, który służył jako młyn mechaniczny.
W tym momencie
zapaliła się pierwsza lampka w głowie. Jak rozległy jest folwark?
Zabudowania te są oddalone o około kilometr od głównego pałacu. Choć
sam młyn jest wspomniany w kronikach, to dworek stojący obok niego już
nie. Na planach folwarku zaznaczono młyn, a tego budynku też nie, o co
chodzi, czym był ten obiekt?
Cóż, tego stojąc na drodze się nie dowiemy, może w siedzibie parku
będą coś o tym wiedzieli, kierujemy się zatem w stronę głównego
kompleksu.
Większość zabudowań pochodzi z czasów PRL-u, gdyż
po wejściu sowietów z podniszczonych budynków wygospodarowano część na
kołchoz. Później i te zostały poniszczone po przejściu frontu i
trafiły w ręce Niemców. Ci z kolei wykorzystali te tereny jako źródło
zapasów żywności na front wschodni. Jakiś czas po klęsce Niemców na
wschodzie front wraca i komunizm już na stałe zawitał do tej
posiadłości. Majątek przeszedł w ręce Państwowych Gospodarstw Rolnych i
tak już pozostało do lat 80. Ostatecznie przed upadkiem komunizmu
wszystko zostaje przekształcone w Park Narodowy i zaniechano wszelkiej
działalności rolnej na tym terenie.
Gdy zaparkowaliśmy już w okolicy, zastanawialiśmy się do którego
miejsca pójść w pierwszej kolejności, od którego budynku zacząć? Tam,
gdzie ktoś nie chce, byś wchodził, ty chcesz wejść najbardziej,
wybieramy zatem budynek, w którym usunięto schody prowadzące na górę, a
pozostawiono jedynie stalowe belki, które kiedyś te schody
podtrzymywały.
Na górze pustka, ale przyzwyczailiśmy się do niej, gdyż
szabrownictwo urosło do takiego stopnia, iż niedziałająca od kilkunastu
lat cegielnia, jaką odwiedziliśmy wcześniej, wygląda bardziej jak
niedokończony pustostan niż prężnie działający zakład jeszcze kilka lat
temu. Pierwsze pomieszczenie nie stwarzało jeszcze niepewności w
poruszaniu się, lecz gdy weszliśmy do drugiej części, zamiast wylanego
betonu pod stopami mieliśmy deski, które uginały się pod nami. Nie ma
co ryzykować, decydujemy się na poruszanie po miejscach, gdzie widzimy
gwoździe. Do czegoś mocniejszego w końcu muszą być przybite. Nie jest
źle, bo w tym pomieszczeniu znajdują się również schody do zejścia na
dół, więc będzie można zobaczyć, czemu na dole wszelkie drzwi były
pozamykane już przerdzewiałymi kłódkami.
Poniżej stały dwie leciwe już maszyny, siewnik i kultywator (tak
sądzę, choć na maszynach rolniczych nie znam się aż tak bardzo, więc
mogę się mylić). Zastanawia mnie, czemu schowano pod kluczem akurat te
dwa, skoro dalej znaleźliśmy jeszcze kilka podobnych stojących w trawie
na polu. Miłym zaskoczeniem było jednak to, że ostały się tablice
informacyjne z tamtych czasów. Można było jednak poczuć choć w małym
stopniu klimat tamtego okresu.
Jednym z najlepiej zachowanych miejsc świadczących o przeszłości
tego kompleksu jest najmniejszy i najbardziej niepozorny z nich. Waga
dla ciężarówek. Zachowały się chyba wszystkie elementy mechanizmu w
środku, lecz choć próbowaliśmy jakoś wpłynąć na wskazania, to nie
drgnęła. Cóż, wszystko jednak jest przerdzewiałe i nie jest w użytku
już od około 30 lat, zatem nie ma co się dziwić.
Trafiamy dalej do ruin jednego z budynków i tutaj o dziwo
zatrzymaliśmy się przy jednej ścianie. Gdyby ktoś nas wtedy zobaczył,
zapewne uznałby za dziwaków stojące osoby, patrzące na ścianę i żywo
dyskutujące o tym, co widzą. Jednak był to zadziwiający fragment,
biorąc pod uwagę, że w 1939 był to jeszcze majątek ziemski, który był
gospodarowany przez konkretnego właściciela, następnie został częściowo
zniszczony i przekształcony na kołchoz, następnie znów zniszczony, by
ostatecznie powstał w tym miejscu PGR. W ścianie o długości może pięciu
metrów widać było trzy różne budulce, które uzupełniały ubytki.
Największa część ściany została wykonana z kamienia, która była
następnie załatana czerwoną cegłą, by jeszcze później ta czerwona cegła
była załatana białą cegłą. Z białej cegły i białych pustaków była
wykonana większość budynków. Tylko jeden był z czerwonej cegły. Jeżeli
dobrze myślałem, to można było wskazywać co pochodzi z okresu
szlacheckiego, co wybudowano za czasu kołchozu, a co za czasów PGR-u.
Na szybko przeszliśmy jeszcze dwa zabudowania, które były jedynie
otwartymi magazynami. Zupełnie pustymi budynkami. Przyciągnęły nas
jednak pewne ruiny budynku, który wyglądał na mieszkalny, choć już
zdewastowany doszczętnie. Bez dachu, bez okien i z gęstą roślinnością w
środku. Przyznam szczerze, że liczyliśmy na ten budynek najbardziej,
gdyż mogły tam jeszcze pozostać jakieś niepotrzebne rzeczy osobiste,
które ludzie pozostawili twierdząc, że już to się im do niczego nie
przyda.
Takie rzeczy jednak opowiadają pewną historię, gdy je
przeglądasz. Gdy tylko zbliżyliśmy się do budynku, pojawiło się kilka
os, które ciągle latały przy głowie i nie chciały się za nic odczepić. Z
każdym kolejnym krokiem tych os stawało się coraz więcej i latały
jeszcze bliżej twarzy, co jednak trochę nas zniechęciło, by zaglądać do
środka. Gdzieś tam musiało być całkiem spore gniazdo, patrząc na ilość
tych, które wyleciały do nas. Zrobiliśmy jedynie kilka zdjęć z
zewnątrz, choć w planie jest zajrzeć tam w zimniejsze dni, gdy będziemy
przejeżdżać przez te tereny gdzieś dalej.
Kolejny budynek do jakiego zajrzeliśmy wyglądał jak swego rodzaju
„budynek socjalny” dla pracowników. Stał piec do gotowania i było tylko
jedno dodatkowe pomieszczenie poza kuchnią. Podczas pierwszej wyprawy
zrobiłem zdjęcie tabliczce wiszącej na drzwiach wejściowych, lecz przy
drugiej jej już nie było. Zatem ktoś tutaj znów nabroił pod naszą
nieobecność i usunął kolejne małe, choć dające jakiś pogląd o tym
miejscu pamiątki.
Za pierwszym razem odbiliśmy się od drzwi siedziby parku i nie
zastaliśmy nikogo w środku. Przy drugiej zauważyliśmy podjeżdżający
autokar, więc stwierdziliśmy, że skoro przyjechała wycieczka
zorganizowana, to i kogoś zastaniemy z pracowników.
W środku udało się nam przez chwilę porozmawiać z kobietą w
informacji turystycznej i ona sama powiedziała, że mimo iż to ich teren,
to w zasadzie niewiele o nim wiedzą. Były tylko jakieś dwie tablice
informacyjne na korytarzu. Całą rozmowę przerwała kobieta, która urwała
się z wycieczki. Podeszła i zapytała, co mają w sprzedaży, gdy
usłyszała magiczne słowo, które padło z ust pracowniczki centrum
informacji, odwróciła się do koleżanek, wypalając dość głośno:
- Ej, dziewczyny. Tu mają MAGNESY NA LODÓWKĘ w sprzedaży!
Tłum ruszył, przeważył nasze poczucie bezpieczeństwa i
postanowiliśmy ulotnić się z pomieszczenia, zanim fala kółka gospodyń
wiejskich nas zaleje. Korzystając z okazji, że całe pomieszczenie było
po brzegi wypełnione rozentuzjazmowanym tłumem, postanowiliśmy zwiedzić
całe muzeum wraz z wieżą widokową i w sumie do tej pory nie wiemy, czy
te atrakcje były płatne, czy nie.
Po więcej zdjęć oraz opowieści z wypraw zapraszamy standardowo na nasz profil facebookowy.
Autor:
ParalitykDance
Źródło:
https://www.facebook.com/UrbanExplorersBialystok